Sunday, March 4, 2007

Wydarzenie przełomowe - zgon Misia

Miś był zwykły. Jak to miś. I stary w dodatku. Ale takie misie kocha się najbardziej. Mój Miś miał rozsuwany na zamek brzuszek, a w nim cudnej urody flaczki - pompon świętego Mikołaja, ukradziony przez jednego z moich ulubieńców. I służył ten Miś już ponad 6 lat. Na dobre i na złe. Jak to Miś. Aż nadszedł dzień, w którym Miś przez nieuwagę zginął. Żeby to śmierć choć trochę chwalebna była - żal byłby mniejszy. Miś wpadł (został wrzucony!) do przepastnego garnka, w którym tłoczyły się pierogi. Zwykłe, prozaiczne pierogi. Pewnie - o ile mnie pamięć nie myli - ruskie lub z kapuchą. Zero poezji! A Miś na nią zasłużył.

A potem zadzwoniła Ciotka-Dorotka i mówi:

- Ja chcę do Chin.

Ot, i tyle. Żadnych otarć łez, żadnych kondolencji czy współczucia choćby. Ona chce do Chin, Honolulu czy Hiszpanii. No to, kurna, załatwiam jej tę Hiszpanię, czy inne dziadostwo na H. Bądź CH. Tak już mam - jak mnie ktoś o coś prosi, to staję na głowie. A Miś i jego gorrrący zgon będą kopniakiem, który doprowadzi do tych Chin. Czy gdziekolwiek tam Ciotka-Dorotka sobie chce.

Potrzebowałam mocnego kopa - impulsa jakiegoś, żeby zacząć. Potem już podobno samo poleci... Ano, zobaczymy...

No comments: