Wednesday, February 27, 2008

Polska służba zdrowia...

Ja to raczej z tych niosących kaganek oświaty jak Stasia Bozowska jestem; nie zważając na trudy, choroby i niepowodzenia w służbie dzieciom i młodzieży do upadłego. Na zabój. Ale wczoraj mnie dopadło coś na kształt choroby. Przespałam cały dzień, pozżerałam furę lekarstw a mimo to temperatura wzrastała, łeb pękał, oczy łzawiły... Jedynym wyjściem było spotkanie z fartuchem. Nienawidzę takich spotkań jak niczego innego na świecie i rzadko bywam u fartuchów. Wczoraj jednak uznałam, że nadszedł Czas. Szybki telefon, miła pani, termin za godzinkę... Mknę przez miasto, łeb pęka coraz bardziej, ale jednak nie na tyle, żebym nie mogła opracować planów na wolne od pracy dni... Plany wynikowe uzupełnić, dzienniki podrasować, przygotowac zestawy kart pracy.... Miliard rzeczy. Wchodzę do Pewnej Przychodni, rejestruję się, idę do lekarza... Wchodzi mężczyzna niebrzydki raczej, miły i kulturalny. Pyta co mi jest, odpowiadam pełnymi zdaniami opisując swoje męki. Pan mnie bada, a jakże; zagląda do gardła, maca węzły chłonne, słucha płuc i mówi:
W tym momencie za wcześnie, żeby powiedzieć co się z tego wykluje. Może angina, może grypa a może zapalenie oskrzeli czy płuc.
Słucham uważnie, przytakuję. Z niecierpliwością czekam na zwolnienie...
Przystojniak ciągnie swój monolog, tyle że z pozycji krzesła a nie Mont Blanc:
Lekarstw też pani nie mogę jakichś konkretnych zapisać; dużo witaminy C, pić dużo.
Sensownie facet mówi, ale ja pragnę tylko położyć się spać i nie myśleć, ani nie czuć tego gościa, co mi w głowie młotem komórki rozwala.
Na koniec padły słowa:
A na razie nie widzę przeciwskazań, żeby pani jutro poszła do pracy.
Zamurowało mnie...
Normalnie tchu mi zabrakło.
Niech no tylko usłysze o strajku lekarzy!!!! Pozagryzam!!!!
Dodam, że wizyta była płatna....
Może należy podać nazwę Pewnej Przychodni i Pana Doktora?...

2 comments:

pasiakowa said...

Uwaga! Strzelam - pif paf -> więcej szczegółów u mnie na blogu ;)

Anonymous said...

Ciekawe czy owy fartuch padalcowaty chciałby aby nauczycielka prychała i łypała załzawionym okiem na jego ewentualne dziecię, zagrażając przeniesieniem na latorośl tego niedefiniowalnego wirusiska- łączę się w bólu- belferka miotająca się między chorobami